Kiedy zastanawiałam się o czym napisać do styczniowego numeru biuletynu "I wiesz więcej" narzucał mi się temat balu, tańca i zabawy. Wiadomo, mamy karnawał. Jednak w ślad za tym, natychmiast pojawiały się widma niszczejących reprezentacyjnych sal w pałacach w Owińskach i Bolechowie, i czar pryskał, muzyka cichła, a tony brzmiały minorowo. Aby nie wybić się zupełnie z radosnego nastroju, machnęłam na ten temat ręką, cóż i tak za wysokie progi... ! Dla zwykłych śmiertelników bez tytułu przed nazwiskiem właściwsza jest zabawa w miejscowej gospodzie. Ale gdzie ich szukać? Przez całe wieki karczma była nieodłącznym elementem wsi. Przy każdym trakcie, na rozstajach dróg (vide Maruszka), przy wjeździe i przy wyjeździe z miejscowości stały budynki, w których zdrożony wędrowiec mógł znaleźć nocleg, a spragniony ugasić pragnienie. Jak wszyscy wiemy, z któregoś z genialnych filmów Barei, tam właśnie rozpijano pańszczyźnianych chłopów. Karczmy należały zazwyczaj do właścicieli majątku ziemskiego, który oddawał je w tak zwaną arendę karczmarzowi. Aby zapewnić sobie stały dochód, a jednocześnie zbyt dla swego, często podłej jakości, alkoholu, panowie szlachta nałożyli na swoich chłopów tzw. przymus propinacyjny. Każdy poddany obowiązany był kupić po narzuconej cenie określoną ilość miejscowego trunku. Sprytne! Jak tu się było nie bawić, przecież nikt tego za kołnierz nie wylewał?! Naruszenie prawa propinacji bezwzględnie karano. Ten" kto by się ważył tego, żeby śmiał nad zakazanie pójść do cudzy karczmy na piwo albo gorzałkę [...] tedy ma wziąć plag dwanaście dobrych przy gromadzie bez odwłoki”. Wiek XIX przyniósł zmiany - władze pruskie rozprawiły się z prawem propinacyjnym, chłopi zostali uwłaszczeni, a dworskie karczmy pozbawione monopolu przestały być opłacalne. Odsprzedano je zatem śmiałkom, którzy chcieli nadal je prowadzić. Jednym z nich był Richard Schwandtke sołtys Czerwonaka (do 1904 r.), którego gospoda działała od końca XIX wieku aż do wybuchu II wojny światowej. Początkowo był to skromny ceglany budynek stojący frontem do dzisiejszej ulicy Gdyńskiej w miejscu, w którym znajdują się pawilony Czerwonej Torebki. W późniejszym czasie gospoda zyskała na okazałości, elewację pokrył tynk, a cały budynek nakryto mansardowym dachem z okazałą lukarną doświetlającą pokoiki na piętrze. Na pocztówce z początku XX wieku za zgromadzonymi wokół nakrytych stołów ludźmi, widać wysadzaną bielonymi drzewami szosę, budynek w którym obecnie mieszczą się biura Gminnej Spółdzielni oraz górujący nad nimi młyn parowo-turbinowy, który należał do H. Rehdyera (1905-1919). Po wojnie na terenie gospodarstwa rodziny Szwandke, ulokowano radziecką jednostkę wojsk łączności. Dawna gospoda i pozostałe zabudowania zostały rozebrane, a na ich miejscu postawiono budynek koszar, willę dla komendanta oraz wielki hangar. O ich historii jednak opowiemy innym razem.
Gospoda w Czerwonaku
fot. Gospoda w Czerwonaku ok.1908 roku. fot. z archiwum UG Czerwonak
Pocztówka z Czerwonaka - interesujące i zagadkowe są słowa zapisanie na karcie pocztowej "Gruß aus der neuen Schweiz" czyli pozdrowienia z nowej Szwajcarii. Co prawda niektóre szlaki w Puszczy Zielonce bywają strome, ale gdzież Dziewiczej Górze do Matterhorn. Można przyjąć, że już wtedy nasze okolice postrzegane były jako atrakcyjne turystycznie, a przedsiębiorczemu panu Szwandke nieobca była wiedza z zakresu marketingu i reklamy.
Gospoda w Bolechowie
fot. Gospoda w Bolechowie, początek XX wieku.
W Bolechowie w pobliżu skrzyżowaniu ulicy Poznańskiej z Poligonową w miejscu, w którym obecnie znajduje się hala produkcyjna, stała niegdyś oberża. Zbudowana z muru pruskiego, z wysokim dachem krytym dachówką, którego ozdobę stanowił świetlik w formie wolego oka, sprawia wrażenie miejsca niezbyt wyszukanego. Właścicielem na początku XX wieku był niejaki Tadera. Niewiele więcej wiadomo na temat bolechowskiej oberży. Najprawdopodobniej nie funkcjonowała już w latach trzydziestych, natomiast po wojnie budynek popadł w ruinę i w latach pięćdziesiątych przestał istnieć.
Gospoda w Promnicach
fot. Gospoda w Promnicach, początek XX wieku.
Gospoda w Promnicach to także obiekt, który dziś już nie istnieje. Ten efektowny budynek znajdował się przy dzisiejszej ul. Północnej 79, w pobliżu zakola Warty. Przed pierwszą wojną światową gospoda należała do Roberta Kuscha i nosiła nazwę „ Gospoda pod Dębem”. Wydawać by się mogło, że wzniesiony z rozmachem obiekt bardziej pasował by do zabudowy modnego uzdrowiska niż do wsi w naszej gminie. Pamiętajmy jednak, że sto lat temu Warta była ważnym gospodarczo szlakiem komunikacyjnym oraz szlakiem turystycznym. Uregulowana, stała się modną arterią dla stateczków wycieczkowych i kajakarzy. Latem u miejscowych gospodarzy nierzadko pojawiali się letnicy, na tych zamożniejszych i bardziej wygodnych liczył właściciel gospody. Bliskość poligonu w Biedrusku także zapewniała stałą klientelę. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Kuschów podobnie jak wielu Niemców wyjechała. W okresie międzywojennym gospoda była własnością rodziny Urbańskich. Po II wojnie światowej budynek pełnił funkcje mieszkalne, aż w końcu przestał istnieć.
Peregrynując od karczmy do karczmy przestałam myśleć o balach, a nabrałam ochoty na wyprawę, na wycieczkę albo chociaż spacer. Do czego i Państwa namawiam.
Olga Krause - Matelska
Wojciech Matelski
Fundacja Nasze Podwórko