W ostatnich miesiącach kilkakrotnie pisaliśmy o dziejach Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach. Dzisiaj chcemy powrócić do tego tematu, a powodem jest praca magisterska Pana Stanisława Ryszki, obroniona w 1976 roku. W pracy tej oprócz historii szpitala znaleźć można osobiste relacje osób związanych z zakładem. Poniżej przytaczamy omówienie jednej z historii zapisanych przez Pana Stanisława Ryszkę.
Budynki poklasztorne, tzw. stary zakład, widok od strony Warty. Źródło: Archiwum Gminnej Biblioteki Publicznej w Czerwonaku
Była wigilia Bożego Narodzenia 1927 roku. Pani Anna G. zamieszkała na ulicy Bukowskiej w Poznaniu, 37- letnia matka czwórki dzieci przygotowywała właśnie świąteczną kolację. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła i zobaczyła młodego człowieka, który wręczył jej dziwne wezwanie. Z dokumentu wynikało, że ma natychmiast stawić się u lekarza. To żądanie bardzo ją zaskoczyło. Czuła się wszak zdrowa i silna. Zapytała męża, co powinna w tej sytuacji zrobić. Ten odpowiedział „idź, to się dowiesz, po co zostałaś wezwana”. Pani Anna przebrała się i wyszła. Gabinet lekarski znajdował się na ulicy Szkolnej. Tam dwie pielęgniarki wzięły ją pod pachy i zaprowadziły do pokoju. Usłyszała od nich, że jest chora i że muszą zdjąć jej ślubną obrączkę, bo może próbować ją połknąć. Oznajmiły ponadto, że wkrótce będzie zbadana przez profesora, a do czasu badania nie może opuścić tego miejsca. Przez kilkanaście następnych dni Panią Annę dniem i nocą pilnowały pielęgniarki zakonnice. Profesor pojawił się dopiero po święcie Trzech Króli. W trakcie badania do gabinetu wpuszczono kilkoro małych dzieci, które natychmiast podbiegły do Pani Anny. Dzieci wyciągały do niej rączki i pytały, czy je rozpoznaje. Lekarz oświadczył, że są to jej krewni z Brazylii i zapytał, czy je rozpoznaje. Zgodnie z prawdą odpowiedziała, że nigdy w życiu dzieci tych na oczy nie widziała. Następnie profesor poprosił pacjentkę, o wyjaśnienie czym różni się woda w stawie od wody w rzece oraz o rozwiązanie kilku bardzo prostych zadań matematycznych. Po zakończeniu badania odesłano Panią Annę do Kliniki Psychiatrycznej na ulicę Grobla 26 w Poznaniu, gdzie umyto ją i sprawdzono, czy nie ma wszy. Powiedziano jej też, że zdiagnozowano u niej chorobę psychiczną i że mąż odmówił sprawowania nad nią opieki. Z kliniki późnym popołudniem 7 stycznia 1927 roku przewieziono ją do szpitala w Owińskach.
Zakład Opiekuńczo-Leczniczy na ulicy Grobla 26. Zdjęcie z 1928 roku. Źródło: www.fotopolska.eu
Następnego dnia w czasie obchodu Pani Anna zapytała lekarza, dlaczego się tutaj znalazła. Lekarz, a był nim dyrektor zakładu doktor Stanisław Górny, odpowiedział, że została skierowana na leczenie na wniosek męża. Pierwsze miesiące w zakładzie były dla Pani Anny bardzo ciężkie. Przerażali ją chorzy, przygnębiała zdrada męża, tęskniła za dziećmi i dawnym życiem. Do tego dochodziła nuda związana z brakiem stałego zajęcia. Jednak postanowiła, że się nie podda. Szukano akurat kogoś do pracy w szpitalnej kuchni. Zgłosiła się, została przyjęta i rozpoczęła pracę w tzw. starym zakładzie (klasztor). Mijały kolejne lata. Z upływem czasu zmienił się stosunek lekarzy i personalu do Pani Anny. Wreszcie dostrzeżono, że nie wymaga stałej opieki i nadzoru. W wolnych od pracy chwilach mogła więc swobodnie spacerować po Owińskach, chodzić do parku i nad rzekę. Jednak cały czas nie pozwalano jej wrócić do domu, do dzieci. Przełom nastąpił dopiero w 1935 roku. Zakład odwiedził wówczas arcybiskup Walenty Dymek.
Arcybiskup Walenty Dymek. Źródło: www.csw2020.com.pl
Pani Annie udało się opowiedzieć dostojnikowi całą swoją historię. Ten wysłuchawszy jej uważnie, zapytał, czy chce wrócić do domu? Tak! odpowiedziała i już po kilku dniach do Owińsk przyszło pismo z magistratu w Poznaniu o zwolnieniu jej z dalszego leczenia. Następnie przewieziono ją do kliniki na ulicę Grobla. Tamtejsza dyrekcja zwróciła się do męża Pani Anny, aby ją odebrał. Mąż odmówił. Jak się wkrótce okazało, od dłuższego czasu mieszkał u kochanki, z którą miał dziecko. Po kilku kolejnych bezowocnych próbach zmuszenia męża do odebrania Pani Anny, dyrekcja zakładu zlitowała się nad nią i nakazała swojemu portierowi odwieźć ją do domu. Tam wreszcie spotkała niewidziane od ośmiu lat dzieci, które przez cały ten czas utwierdzane były przez ojca w przekonaniu, że ich mama jest chora psychicznie. Pani Anna rozstała się z mężem. Finansowo poradziła sobie dzięki pieniądzom zaoszczędzonym z pensji wypłaconych za pracę w szpitalnej kuchni. W następnych latach Pani Anna wielokrotnie odwiedzała Owińska. O to, co ją spotkało, nie miała pretensji do tutejszych lekarzy i personalu, z którymi się zżyła i których bardzo szanowała. Jako winnych swojego nieszczęścia wskazywała męża i przekupionego przez niego profesora z ulicy Szkolnej. Opowieść Pani Anny G. została spisana w 1956 roku. W tym czasie Pani Anna była mieszkanką Kicina.
Przewożenie posiłków z kuchni szpitalnej do oddziałów poklasztornych: Źródło: Archiwum Gminnej Biblioteki Publicznej w Czerwonaku
Za pomoc w przygotowaniu artykułu serdecznie dziękujemy Bibliotece Publicznej Gminy Czerwonak.
Olga Krause-Matelska
Wojciech Matelski
Fundacja Nasze Podwórko