Ziemia i niebo przemijają,
chwieją się fundamenty światów,
ostatni slogan snuje pająk.
Vanitas vanitatum.
(K. I. Gałczyński, Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich.)
W naszej gminie, podobnie jak w całej zachodniej Polsce jest wiele opuszczonych cmentarzy. Są to cmentarze epidemiczne, zazwyczaj otaczane szacunkiem oraz cmentarze ludności protestanckiej, które traktowaliśmy i nadal traktujemy po barbarzyńsku. W Owińskach dodatkowo znajduje się cmentarz niepasujący do żadnej z tych kategorii.
Pomysł na ten artykuł przyszedł mi do głowy, kiedy w któreś mgliste, przedpołudnie szłam ulicą Dworcową w Owińskach. Minęłam kamień upamiętniający istniejący tutaj niegdyś rozległy cmentarz. Znajdował się na terenie należącym niegdyś do Zakładu Psychiatrycznego i chowano na nim jego pensjonariuszy. Pochodzili z różnych stron, byli różnych wyznań. Na przestrzeni ponad stuletniej historii Zakładu było ich wielu. Natknęłam się na raport z 1894 roku, z którego wynika, że w ciągu roku zmarło tam na rozmaite choroby 66 pacjentów.
fot. Głaz upamiętniający miejsce po cmentarzu pacjentów szpitala psychiatrycznego w Owińskach
Myślałam o nim... i nagle go zobaczyłam. Dostrzegłam regularność pagórków, rozrośnięte żywopłoty, które dawniej stanowiły obramienie kwater. W jesiennej szarówce z ziemi wyłaniały się fragmenty nagrobków. W zacisznym wnętrzu jednego z nich zorganizowali swoją świątynię dumania miłośnicy tanich trunków. Zapewne z zamiłowania do recyklingu, porozwieszali na gałęziach plastikowe kubeczki, aby móc wykorzystać je ponownie. Wokół walają się rozmaite śmiecie, a wśród nich kamienie i tablice nagrobne. Bez trudu odczytałam na jednej z nich nazwisko: Maria Wollenweber. Umarła w 1933 roku mając zaledwie 40 lat, kim była? czym zasłużyła sobie na to by jej grób znajdował się w takiej poniewierce? czym zasłużyli sobie na to inni, bezimienni, których prochy tam spoczywają?
Sobór rzymski z 1059 nadał cmentarzom sankcję „pól świętych”, rzucając klątwę na ludzi bezczeszczących je. Jak to więc możliwe, żeby w katolickim kraju, w którym kilka razy do roku przetacza się publiczny lament nad brakiem szacunku dla polskich cmentarzy na wschodzie, dawne miejsca pochówku były w takim braku poszanowania?
Niewiele osób wie o tym, że w Owińskach znajduje się inny zapomniany cmentarz, czyli położone wśród pięknych dębów, miejsce spoczynku dawnych ewangelickich mieszkańców. Na założonym ponad 200 lat temu cmentarzu, spoczęli także właściciele owińskich dóbr, Zygmunt Otto von Treskow i jego następcy. Niestety niewiele pozostało z neogotyckiego nagrobka rodziny Treskowów, podobnie jak z reszty tego urokliwego cmentarza. Groby zostały splądrowane i zdewastowane. Kiedy byłam tam kilka lat temu trudno było je odnaleźć w chaszczach i zaroślach. Mam nieśmiałą nadzieję, że może coś zmieniło się na lepsze, bo tak stało się w Promnicach.
Promnicki cmentarz ewangelicki powstał w podobnym czasie, wraz z całą wioską. Nad nim także górują wielkie drzewa, choć niestety nie ma już wspaniałego dębu, który rósł w narożniku cmentarza. Miał trochę więcej szczęścia, chociaż i jego nie ominęło zniszczenie. Zawsze były jakieś dobre dusze, które zajmowały się grobami dawnych sąsiadów, raz w roku cmentarz odwiedzali uczniowie Szkoły Podstawowej w Bolechowie, zapalając znicze i robiąc drobne porządki. Naprawdę wielką pracę wykonali dwaj znani mi z nazwiska mężczyźni, którzy przez kilka lat samodzielnie sprzątali nekropolię, wywozili śmiecie, wycinali zarastające wszystko samosiejki, odkrywając spod warstw poszycia, mogiły i nagrobki. Później włączyła się gmina, dokończono oczyszczanie terenu. Niestety zamiast jakoś oznaczyć cmentarz, w sposób nieprzemyślany ustawiono tam ławeczki, a te, jak się można było spodziewać, przyciągnęły spragnionych, tyle, że nie duchowej strawy.
fot. Nagrobek z cmentarza ewangelickiego w Promnicach
W Czerwonaku, tuż obok Urzędu Gminy, czyli w dawnym Czerwonczynie, po starym cmentarzu pozostało zaledwie porośnięte bluszczem miejsce i rozłożysty dąb. Kilka lat temu ustawiono nieduży kamień, przypominający o tym, że przez wieki żyli i umierali tutaj także wyznawcy protestantyzmu. Słabe wyobrażenie o tym jak niegdyś wyglądało to miejsce daje stare zdjęcie niewielkiej kaplicy cmentarnej wybudowanej w okresie międzywojennym.
Na szczęście są takie miejsca jak Kliny. Tutaj mieszkańcy zadbali o to by upamiętnić i zachować okruchy wspólnej przeszłości. Teren wysprzątano i ogrodzono, z resztek zniszczonych nagrobków i rzeźb stworzono niewielkie lapidarium. I chociaż charakter miejsca się zmienił to nadal szumią tu stare dęby, które szepczą dawne opowieści, a znajdujący się u stóp cmentarzyka plac zabaw przypomina o nierozerwalnym związku życia i śmierci.
Olga Krause - Matelska
Wojciech Matelski
Fundacja Nasze Podwórko