W Owińskach w sobotę 16 listopada 1935 roku doszło do niecodziennego zdarzenia. O godzinie 13. 35 na podwórze oberży Bauma spadł...samolot i doszczętnie się rozbił. O dziwo w katastrofie nikt poważnie nie ucierpiał. Prawdziwy cud! Obaj lotnicy odnieśli powierzchowne obrażenia, a na podwórzu gospody nikogo w tym momencie nie było. Przybyłym na miejsce zdarzenia, zdumionym owińszczanom, ukazał się zaskakujący widok: z rozbitego „aparatu”, jak wówczas pisano, wysiedli o własnych siłach lotnicy, prezentując gawiedzi olimpijski spokój. Pilot, porucznik Szczepan Ścibior, odniósł niewielkie okaleczenia głowy, a podporucznik obserwator poturbowany był zupełnie nieznacznie. Jednak na wszelki wypadek przetransportowano ich do szpitala wojskowego w Poznaniu.
Całe zdarzenie wywołało w Owińskach zrozumiałą sensację. Relacjonowały je również lokalne tytuły prasowe, podając sporo szczegółów, a jednocześnie, wprowadzając zamieszanie rozbieżnościami. Dominującym wytłumaczeniem przyczyny katastrofy było twierdzenie, że pilotowany przez por. Ścibiora samolot ćwiczebny typu Potez XXV wpadł nad Owińskami w „korkociąg”. Jedynie „Gazeta Szamotulska” podała jako przyczynę wypadku awarię silnika. Samolot bardzo szybko opadał z pułapu 500 m. Lotników uratowały umiejętności, zimna krew oraz szczęśliwy zbieg okoliczności. Pilot w ostatniej chwili zdołał wyrównać maszynę i wylądować na ciasnym podwórzu. Potez XXV lekko zawadził o dachy dwóch budynków i opadł na dziedziniec w pozycji startu. Rozpiętość skrzydeł 14 m i 14 cm okazała się wystarczająca, aby ważąca trochę powyżej tony, w znaczniej mierze drewniana, konstrukcja wyhamowała pęd, zawadzając lewym skrzydłem o budynek gospody a prawym o chlew. Ostateczną amortyzację zapewnił stojący na środku podwórza wóz, na którym osiadł kadłub samolotu. Lotnicy, którzy w tak nietypowy sposób odwiedzili gospodę Bauma, nie byli nowicjuszami.
fot. dwóch lotników 3 pułku lotniczego wsiada do samolotu Potez XXV A2. Zdjęcie ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Trzydziestoparoletni por. Szczepan Ścibior był już doświadczonym pilotem, służącym od ukończenia w 1927 roku Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie w II Dywizjonie Lotniczym 3 Pułku Lotniczego w Poznaniu-Ławicy. Pełnił w nim różne funkcje, m.in. dowódcy eskadry. Pewien problem stanowi ustalenie personaliów drugiego lotnika. „Kurier Poznański” i „Dziennik Poznański” wymieniają jako obserwatora ppor. Jana Jaworskiego, a „Nowy Kurier” i „Gazeta Szamotulska” por. Jankowskiego. Tak się złożyło, że w 3 Pułku Lotniczym służyli zarówno Jan Jaworski, jak i Jan Jankowski. Żeby ustalić ostatecznie, który z nich uczestniczył w wypadku, należałoby sięgnąć do meldunków, które prawdopodobnie znajdują się w Centralnym Archiwum Wojskowym. Dlatego szerzej przedstawimy dalsze losy Szczepana Ścibiora, którego udział w katastrofie jest bezsporny, a o obu pozostałych lotnikach tylko wspomnimy.
Szczepan Ścibior kilka miesięcy po wypadku, w marcu 1936 roku, awansował do stopnia kapitana. Sukcesy odnoszone podczas służby i rosnące aspiracje skłoniły go do podjęcia studiów w Wyższej Szkole Lotniczej w Warszawie. Po ich ukończeniu pełnił służbę w stolicy jako II oficer sztabowy w Grupie Szkół Lotniczych. Po wybuchu II wojny światowej dostał rozkaz ewakuacji i nie brał udziału w walkach. Internowany w Rumunii, przez Francję przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie pod koniec sierpnia 1940 roku został dowódcą eskadry „B”, tzw. poznańskiej, 305 Dywizjonu Bombowego Ziemi Wielkopolskiej i Lidzkiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Szczepan Ścibor odbył wiele zakończonych sukcesem lotów bojowych. Jego wybijającą się postawę doceniono, awansując go na stanowisko dowódcy całego dywizjonu 305. Krótko pełnił tę zaszczytną funkcję, ponieważ podczas lotu bojowego, w nocy 6 sierpnia 1941 roku, jego samolot został zestrzelony nad Belgią. I tym razem zdołał się uratować, skacząc na spadochronie. Lekko ranny, dzięki pomocy miejscowego ruchu oporu, trafił do Brukseli, gdzie został aresztowany przez gestapo, a następnie osadzony w obozach jenieckich. Po wyzwoleniu ewakuowano go w Wielkiej Brytanii. Jednak już w 1946 roku zdecydował się na powrót do kraju, do żony i córek. Podjął służbę w lotnictwie wojskowym i niebawem został mianowany pierwszym polskim dowódcą 7 Samodzielnego Pułku Lotniczego bombowców nurkujących, który stacjonował koło Łęczycy. Jego kariera rozwijała się pomyślnie, doceniano jego umiejętności i wyszkolenie. Został odznaczony Orderem Odrodzenia Polski oraz awansowany do stopnia pułkownika. Marszałek Rola-Żymierski powierzył mu stanowisko komendanta Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, które pełnił z powodzeniem, zyskując pochwały przełożonych za doskonałe wyszkolenie kursantów. Niestety zainteresował się nim także Główny Zarząd Informacji Wojskowej. We wrześniu 1951 roku został aresztowany przez kontrwywiad wojskowy pod zarzutem utrzymywania kontaktów z elementami wrogimi Polsce Ludowej. W czasie śledztwa był torturowany i przyznał się do niepopełnionych czynów. Najwyższy Sąd Wojskowy skazał go na karę śmierci, którą wykonano w więzieniu mokotowskim 7 sierpnia 1952 roku. Cztery lata później na wniosek żony, Janiny Ścibior, ten sam Najwyższy Sąd Wojskowy uchylił poprzedni wyrok, stwierdzając całkowitą niewinność oskarżonego. Dokładne miejsce pochówku pułkownika Szczepana Ścibora długo pozostawało nieznane. Dopiero w 2017 roku w wyniku prac ekshumacyjnych jego szczątki zostały odnalezione i uroczyście pochowane naprzeciwko kościoła garnizonowego w Dęblinie. Postanowieniem Prezydenta RP z dnia 11 marca 2019 roku, Szczepan Ścibior został mianowany pośmiertnie generałem brygady.
Przedwojenna katastrofa lotnicza związała z Owińskami ludzi, których późniejsze losy stanowią przykład żołnierskiego bohaterstwa i patriotyzmu, a zarazem symbolem naszej trudnej i często tragicznej historii.
fot. budynek, w którym mieściła się w okresie międzywojennym gospoda Bauma, dziś przy ul. Bydgoskiej 4 w Owińskach. Fot. z widokówki z 1901 roku zamieszczonej na stronie www. fotopolska.eu
Olga Krause-Matelska
Wojciech Matelski
Jaworski czy Janowski
Por. obserwator Jan Jaworski w marcu 1939 roku był dowódcą I plutonu 33 eskadry towarzyszącej 3 Pułku Lotniczego. Na tym samym stanowisku zastał go wybuch II wojny światowej. Jego eskadra walczył w kampanii wrześniowej w składzie lotnictwa Armii Poznań, wspierając z powietrza 26 Dywizję Piechoty. Na liście strat 33 eskadry por. Jan Jaworski figuruje jako zaginiony.
Ppłk. Jan Jankowski był o kilka lat starszy. Był powstańcem wielkopolskim, walczył na frontach wołyńskim i litewsko-białoruskim. Ukończył Centralną Szkołę Podoficerów Piechoty w Biedrusku i Oficerską Szkolę Obserwatorów i Strzelców w Toruniu i jako por. obserwator od 1924 roku służył w 3 Pułku Lotniczym na Ławicy. Był m.in. oficerem oświatowym pułku, adiutantem, latał w 32 eskadrze lotniczej i ponownie został adiutantem dowódcy pułku. W roku 1939 był szefem wydziału wyszkolenia w Dowództwie Lotnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie. Po wybuchu wojny przez Rumunię przedostał się do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. Był organizatorem i pierwszym dowódcą 305 Dywizjonu Bombowego Ziemi Wielkopolskiej i Lidzkiej (1.09.1940 - 3.04.1941). Później pracował w Inspektoracie Polskich Sił Powietrznych w Londynie. Chciał latać bojowo, został więc na własną prośbę przeniesiony do 300 Dywizjonu Bombowego Ziemi Mazowieckiej. 6 marca 1943 roku wykonywał lot bojowy, którego celem było bombardowanie miasta Essen. Jego samolot został zestrzelony przez artylerię przeciwlotniczą. Ppłk Jan Jankowski zginął jako jedyny. Pozostali członkowie załogi uratowali się skokami na spadochronach i dostali się do niemieckiej niewoli.